Recenzja filmu

Kobieta na skraju

Nie ma tu adrenalinowych kopów, nawet kiedy bohaterka wyjmuje z bagażnika karabin i biegnie na akcję. Jest raczej poczucie rutyny i zmęczenia światem, czysta groza egzystencji i wiszący w
Zaiste, "destroyer". W filmie Karyn Kusamy Nicole Kidman przeprowadza klasyczny aktorski fortel, który jakiś cynik mógłby nazwać "manewrem oscarowym". Idea jest prosta i polega na totalnym – właśnie – zniszczeniu swojego wizerunku. Na wytępieniu śladów hollywoodzkiego gwiazdorstwa z wybotoksowanej twarzy i przetrenowanego ciała. Schudnij lub przytyj, wyhoduj wory pod oczami, załóż brzydką perukę, oszpeć się. Stwórz iluzję brzydoty, w służbie ekranowej prawdy i z nadzieją na nominacje do jakichś prestiżowych nagród. Działało już wielokrotnie, zadziała jeszcze nie raz, nic więc dziwnego, że marketing "Destroyer" dał się sprowadzić do "odgwiazdorzonej" twarzy Nicole Kidman. To jednak manewr udany połowicznie – nie tylko dlatego, że nie dowiózł Kidman na oscarową galę. Aktorka "dowozi" przecież transformację, ale to wciąż rola warta lepszego filmu. 


Policjantkę Erin Bell poznajemy, gdy budzi się w samochodzie gdzieś pod mostem, ewidentnie nie pierwszy raz w karierze. Zaraz z trudem wytacza się z auta, by obejrzeć kolejne miejsce zbrodni: dzień jak co dzień na służbie. Kidman daje odczuć tę wyniszczającą rutynę każdym porem swojego ciała. Brzydka fryzura i maska zmęczenia to jedno, równie ważna jest cała reszta. Aktorka tworzy postać kompleksowo: trupią sylwetką, topornym chodem, oszczędną mimiką jakby zmumifikowanej twarzy. A przede wszystkim chłodnym spojrzeniem oczu, które widziały niejedno, czego nie sposób odwidzieć. I faktycznie: rzut oka na kolejną ofiarę zza żółtej policyjnej taśmy odsyła Erin z powrotem do sprawy sprzed kilkunastu lat. Policjantka musi skonfrontować się z własną przeszłością, z momentem, gdy wprawiła w ruch machinę autodestrukcji.

Strategia Kusamy przypomina tu nieco metodę Lynne Ramsay z "Nigdy cię tu nie było". "Destroyer" celuje bowiem do dwóch bramek jednocześnie: to tyleż standardowy thriller neo-noir ze zwyczajową kryminalną intryżką, co próba dekonstrukcji gatunku. Zmora z przeszłości powraca i policjantka musi odwiedzić stare śmiecie, by domknąć sprawę z czasów, gdy infiltrowała szajkę bankowych rabusiów. Stara śpiewka: oto etatowy zniszczony przez życie "detektyw" przedzierający się przez galerię antypatycznych mieszkańców Złego Świata w próbie przechylenia szali. Nawet ów egzystencjalny, moralitetowy sznyt nie jest niczym nowym. To przecież równie obowiązkowy składnik konwencji "noir", co cięte odzywki, agresywne przesłuchania, bójki na pięści i strzelaniny. Żadnego z tych elementów w "Destroyer" nie brakuje, ale Kusama – niczym Ramsay –konsekwentnie nie chce dać nam gatunkowego spełnienia.  


Nie ma tu więc adrenalinowych kopów, nawet kiedy bohaterka wyjmuje z bagażnika karabin i biegnie na akcję. Jest raczej poczucie rutyny i zmęczenia światem, czysta groza egzystencji i wiszący w powietrzu ciężar dawnych decyzji, z których konsekwencjami trzeba żyć dalej. Zamiast muskularnego, dynamicznego spektaklu Kusama proponuje filmowy ekspresjonizm. "Destroyer" tętni gęstą atmosferą koszmaru na jawie, to lepka montażowo-dźwiękowa machina podskórnego nerwowego pulsu i buczących przesterów. 

Reżyserski zapał Kusamy nie jest jednak w stanie przemóc scenariuszowej przeciętności. W tym sensie bliżej stąd miejscami do drugiego sezonu "Detektywaniż do Lynne Ramsay: stylistyczne ornamenty zamiast maskować, jedynie obnażają konwencjonalność fabularnych rozwiązań. Nie przekonuje też Toby Kebbell, kreowany na diabła tej historii, a w rzeczywistości raczej śmieszny ze swoją nietrafioną fryzurą oraz demonicznymi manieryzmami. I nawet jeśli Kusama chce podkopać jakieś "wielkie narracje", upupić Diabła Wcielonego czy utraconą Wielką Miłość Erin, to poświęca tym wątkom za mało miejsca, by dekonstrukcja mogła się dopełnić.  


"Destroyer" broni się jednak jako portret kobiety na skraju – i tu procentuje akcent położony na rolę Kidman oraz jej twarz, tylko trochę przypominająca twarz Kidman-gwiazdy. Kusama opowiada przecież o przeglądaniu się w lustrze. Dyskretnie przeplatając akcję retrospekcjami, konfrontuje wyniszczoną, współczesną Erin z jej dawną, młodszą wersją; porównuje dwie Kidman, w wersji "przed" i "po". Co więcej, przeciwstawia bohaterkę jej nastoletniej córce, Shelby (Jade Pettyjohn). Ich relacja pełna jest kłótni, żalów i odrzuconych gestów pojednania. Policjantka chce przestrzec dziewczynę przed powtórzeniem swoich błędów, ostrzec, zanim życie zdąży wypisać na jej świeżym licu swoją kolejną posępną historię. O ironio tragiczna: to właśnie matka jest przecież destrukcyjną siłą w życiu córki. I tak koło zniszczenia się zamyka. 
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones